Uczelnia zapłaciła milion dolarów okupu żeby odzyskać utracone dane
Kalifornijska uczelnia padła ofiarą hakerów. Władze placówki zdecydowały się na niebezpieczny krok.
Klasyczny atak ransomware
Hakerzy atakują metodą ransomware, wykorzystują wirusa, który infekuje pliki obecne na komputerze bądź serwerze i blokuje do nich dostęp. W ten sposób użytkownik nie może ich otworzyć bez klucza dostępu. Aby taki zdobyć, hakerzy domagają się okupu. Jest to jedna z najbardziej klasycznych metod hakerskich, jednak wciąż jest zaskakująco popularna. Ofiarą tej metody padł niedawno Uniwersytet Kalifornijski w San Francisco, a dokładniej jego uczelnia medyczna.
Ponad milion dolarów okupu
Hakerzy szybko przesłali swoją propozycję - uczelnia zapłaci im okup w wysokości trzech milionów, a oni prześlą kody dezaktywujące wirusa. Co zaskakujące, władze placówki zgodizły się na taki układ, jednak po krókim targowaniu się kwota ta na szczeście zmalała do "jedynie" 1,14 miliona dolarów, czyli około 116,4 bitcoinów, bo to właśnie w krypotwalucie przelano pieniądze. Przestępcy na szczęście wywiązali się ze swojej części umowy i faktycznie podały kody dostępu. Władze uczelni szybko wykryły problem i odizolowały reszte plików i głębsze partie sieci. W przeciwnym razie cały problem byłby o wiele poważniejszy.
Oto, czego nie robić
Specjaliści jednak od lat uważają, że lepiej "porywaczom" po prostu nie płacić. W końcu nikt nie ma pewności, że prześlą oni kody bądź dezaktywują wirusa. Często bowiem zdarza się, że po przelaniu pieniędzy, hakerzy sprzedają poufne pliki komuś dalej. Z tego względu najlepszym sposobem jest zapobieganie i tworzenie kopii zapasowych wszystkich najważniejszych dokumentów. Uniwersytet swoją decyzję argumentuje tym, że skradzione dane dotyczyły ich prac i analizą nad COVID-19.