Kuriozalna sytuacja. Twitch banuje streamerów za nagrywanie gier z dźwiękiem
Czasami prawo autorskie zadziwia. Raz wydaje się, że wszystko jest w porządku, a tu nagle - BUM! - leci ban za bezprawne wykorzystanie czyjegoś utworu. "Ale jak to, przecież jestem streamerem?" - zapewne zapytało wiele osób na popularnym portalu Twitch, którego użytkownicy zaczęli niedawno dość specyficzny strajk.
Twitch banuje, ale w zasadzie za co?
To, że najpopularniejsza obecnie platforma do streamowania (celowo nie dodaję, że gier, zakres jej działalności od dawna obejmuje wiele innych tematów) potrafi dawać całkiem przerażające bany, nie jest niczym zaskakującym. W końcu już wielokrotnie dochodziło na platformie do sporych "dram" (fuj!).
A to jednego razu okazywało się, że niektóre streamerki dostały bany za "zbyt roznegliżowany strój" albo poleciały bany za wykorzystanie utworów muzycznych chronionych prawem autorskim. Dokładnie tych samych, które znajdują się na ścieżkach dźwiękowych gier, które streamerzy nadają.
Zaledwie na początku tego roku Twitch informował, że liczba pozwów opartych na DMCA (Digital Millennium Copyright Act, tj. ustawa z zakresu prawa autorskiego dotycząca rozpowszechniania cyfrowych dzieł) stanowi jedynie niewielką część wszystkich banów. Na początku maja liczba ta wzrosła jednak do, rzekomo, "tysięcy".
Thy Art is Murder bez prądu
Twitch postanowił rekomendować, że streamerzy będą po prostu wyciszać muzykę w grach, w które grają. Samo w sobie jest do dość kuriozalna prośba, zwłaszcza, że w niektórych grach czegoś takiego zrobić się nie da. Co wtedy zostaje? Streamer grający w grę, której żaden widz nie słyszy.
Do tego dochodzą jeszcze produkcje muzyczne czy rytmiczne oparte jednoznacznie na muzyce. Na szczęście ludzka pomysłowość ciągle zadziwia, bo i na to streamerzy znaleźli sposób. Wystarczy zobaczyć fragment streamu na którym gracz Rocksmith stara się jak może, aby pokazać, że to, co słyszy w słuchawkach jest faktycznie brutalne, a nie przypomina wyłącznie muzyki z telewizji śniadaniowej.
Oczywiście wszystko to jest w zasadzie całkiem dobre dla streamerów - w końcu zmuszeni zostali do wymyślania nowych sposób w celu zainteresowania widowni i rekompensaty im braku muzyki. Problem w tym, że cała sytuacja nie kończy się na tym, a sięga znacznie głębiej.
Zombie robi "móóóóóóóózg"
Niektórzy streamerzy zaczęli być banowani nie przez muzykę z gier, w które grają, a przez... same efekty dźwiękowej z różnych produkcji. Wszystko przez używany przez serwis automatyczny program Audible Magic, który sam wyszykuje "podejrzane" dźwięki i automatycznie je blokuje.
Jeden ze streamerów dostał bana przez dźwięki ze starego zegara dziadka pojawiające się w grze Emily Wants to Play. To dość komiczna sytuacja, gdy program odbiera krótki sygnał dźwiękowy jako ukradziony (zapewne z banku zdjęć) i banuje materiał, a czasami całe konto. Problem w tym, że jeżeli Audible Magic nie potrafi odróżnić dźwięku objętego prawem autorskim od starego zegara z horroru to nie wróży to zbyt dobrze.
Od wyroku można się co prawda odwołać, ale nie należy to do najprzyjemniejszych form spędzania wolnego czasu, prawda? W związku z tym streamerzy ruszyli z własnym, dość specyficznym, strajkiem. Niektórzy kompletnie wyłączają dźwięk z gier, w które grają i podkładają własny (jak choćby w Resident Evil 2), inni zaś opisują to, co słyszą w słuchawkach.