Gracz-pacyfista w World of Warcraft. Osiągnął 60 poziom nikogo nie atakując
Istnieją pasjonaci, którzy za punkt honoru stawiają sobie przebycie gry w nietypowy sposób
Jednym z wyzwań jest unikanie agresji względem napotkanych postaci
Wykorzystuje się wtedy różne odmienne etapy odpierania ataków i awansowania bohaterów
Niedawno premierę miał dodatek do WoW o tytule Shadowland, a już został osiągnięty 60. poziom bez zabijania
Co jakiś czas gracze zaskakują branżę, prezentując w grach podejście, którego nie planowali nawet twórcy. Podobną drogę obrał entuzjasta World of Warcraft, którzy przyjął pacyfistyczną postawę.
Doubleagent kwiatem społeczności graczy
Gracz o nicku Doubleagent pokierował postacią mnicha w tak pokojowy sposób, że nie musiał nikomu odebrać życia, aby osiągnąć maksymalny poziom bohatera. Ten na pierwszy rzut oka chwalebny wyczyn przekształca się w nieco bardziej komiczny, jeżeli przyjrzymy się alternatywnemu sposobowi awansowania postaci.
Doubleagent musiał bowiem... zrywać kwiatki. To była powtórka wyczynów, z jakich był znany w przeszłości. Gracz poświęcił dziesiątki, jeśli nie setki godzin życia na zbieranie roślinności w świecie Warcrafta. Trwało to ogólnie miesiące, a tym razem potrzebował niecałych trzech tygodni.
Do gier, których nie posądzalibyśmy o możliwość uniknięcia okazywania wrogości napotkanym kreaturom z pewnością zaliczają się hack and slashe. Polegają one przecież na torowaniu sobie drogi po trupach setek, a nawet tysięcy adwersarzy.
Tym ciekawszym wyzwaniem był akurat ten gatunek dla zapaleńców, którzy pragnęli udowodnić, że chcieć znaczy móc. Jeśli zabierasz się za osiągnięcie jakiegoś wyczynu w h'n's, który odbije się szerokim echem, wybierasz serię Diablo.
Słyszeliśmy więc o wyczynach zarówno z leciwego Diablo 2, jak i nowszego Diablo 3. W pierwszym przypadku człowiek o pseudonimie DrCliche w niecałych 8 godzin pokonał grę, nie podnosząc na nikogo wirtualnej ręki. Chitor z kolei odmówił atakowania antagonistów w Diablo 3.
Nie taki Diablo straszny, gdy masz odpowiednią biżuterię
Czy jest jakiś haczyk w historiach tych szlachetnych rycerzy, którzy najwyraźniej nawet muchy by nie skrzywdzili? Tak, bo co prawda nie przeszywali wrogów bronią białą, ani nie traktowali ich kulami ognia, ale pozbywali się problemu w inny sposób. Kluczem do powodzenia akcji było założenie odpowiednich przedmiotów.
W pacyfistycznym przejściu gry, która wymaga mordowania, pomagają defensywne umiejętności lub magiczne itemy, które ranią agresorów za nas. W ten sposób sami sprowadzają na siebie zgubę, a gracz utrzymuje czyste ręce. W Diablo 3 pomagał na przykład specjalny ciernisty amulet.
Poza kultową franczyzą Blizzarda gracze próbowali sił w kończeniu przygód unikając atakowania przeciwników na przykład w Falloutach. W New Vegas uczynił to Water_Wendi, a w Fallout 4 udało się to Kyle'owi Hinckleyowi.
Hinckley zainwestował dużo punktów rozwoju postaci w charyzmę. Dzięki temu mógł niczym boss mafii zlecać brudną robotę napotkanym NPC-om.