Techgame.pl > Technologie > Kiedyś ikona lotnictwa, dziś mało kto chce nim latać. Niezwykła historia Boeing 737
Artur Łokietek
Artur Łokietek 19.03.2022 05:18

Kiedyś ikona lotnictwa, dziś mało kto chce nim latać. Niezwykła historia Boeing 737

boeing
Clemens Vasters from Viersen, Germany, Germany, CC BY 2.0 , via Wikimedia Commons
  • Boeingi 737 zrewolucjonizowały loty pasażerskie

  • Z czasem okazało się, że to jedne z najpopularniejszych maszyn lotniczych

  • Boeing 737 Max okazał się jednak jedną z najbardziej potępianych przez pasażerów maszyn

  • Feralne 737 Max wkrótce wznowią loty

Historia Boeingów z serii 737 sięga jeszcze roku 1967. To właśnie wtedy pokazano pierwszy model przełomowego samolotu. Wtedy był on rewelacją, jednak jego "nowoczesna" wersja okazała się olbrzymią, tragiczną klapą. 

Boeing zrewolucjonizował podróże lotnicze

50 lat temu, gdy pierwsze Boeingi 737 wzbiły się w powietrze, nikt nie przypuszczał, że ich historia przypominać będzie prawdziwy dramat filmowy. Na początku pokochane przez wielu, po latach znienawidzone, budzące wręcz strach wśród pasażerów. Problemem jest dziś nie tylko stara technologia, ale też sam Boeing. 

Firma na przestrzeni lat była niezwykle wręcz dumna ze swojego flagowego modelu. Jego popularność była na tyle duża, że zamiast wprowadzać zupełnie nowe modele, po prostu ulepszano wspomnianego 737. I to zapewne przekonanie o ich perfekcyjności doprowadziło do tragedii. Zanim jednak do tego przejdziemy, podsumujmy krótką historię tej rodziny samolotów pasażerskich. 

Wszystko, jak już wspomniałem, zaczęło się w 1967 roku, gdy pierwszy 737 wzbił się w powietrze. Wkrótce później okazał się bestellerem wśród linii lotniczych. W porównaniu do innych modeli od Boeinga (707 czy 727) 737 był znacznie mniejszy i bardziej ekonomiczny i wygodny.

Perfekcja zatacza koło

W czasie szalonej popularności Boeingów 737 ich największymi konkurentami były BAC-111 i Douglas DC-9. Te jednak miały spory problem - silniki umieszczone z tyłu powodowały, że tylne miejsca nie gwarantowały żadnego spokoju, ale i mieściły mniej pasażerów. Boeing obszedł to umieszczając dwa silniki na frontach skrzydeł po bokach samolotu.

737 były dzięki temu komfortowe, pojemne (z czasem aż skrajnie pojemne rozwijając liczbę miejsc do nawet 189) i łatwe do załadunku. Do tego śmiałe podejście Boeinga do liczby operatorów - wymagały one bowiem wyłącznie dwóch pilotów. Amerykańska FAA potwierdziła w 1967 roku, że faktycznie, samolot poradzi sobie świetnie z załogą liczącą wyłącznie dwie osoby, bez inżyniera lotu i (jeszcze wtedy obecnego w wielu maszynach) nawigatora. 

Linie lotnicze nie były temu przychylne i przez wiele lat samoloty latały z trójką osób w kabinie - dwoma pilotami i inżynierem. Śmiały pomysł Boeinga okazał się jednak faktycznie skuteczny i niejako zrewolucjonizował komercyjne loty pasażerskie, a 737 ( i jego kolejne inkarnacje) w 2012 roku startowały lub lądowały na całym świecie co dwie sekundy. No, do czasu...

Upadek kolosa

Szybko jednak Boeing zrozumiał, że potrzebuje "czegoś więcej", więc postanowiono (zamiast stworzyć zupełnie nowy model) jeszcze raz ulepszyć nieśmiertelnego 737 opartego na (już) dość przestarzałej technologii. W 2011 roku oficjalnie go zapowiedziano i wszyscy, mówiąc kolokwialnie, zaczęli się jarać. A przynajmniej jeżeli chodzi o linie lotnicze. 737 Max szybko rozeszły się w liczbie 5 tys. sztuk, a dostępne były wówczas cztery wersje tej maszyny.

Szybko jednak okazało się, że 737 Max ma pewien dość spory problem. Ciężkie silniki musiały zostać usadowione w innym miejscu, co (jak wykazały pierwsze symulacje) kompletnie zaburzyło aerodynamikę lotu, gdyż zaczęła być generowana siła nośna zadzierająca nos samolotu do góry. "Dociążenie" przodu wiele nie dało, dlatego stworzono system MCAS. Boeing uważał, że będzie automatycznie włączał się tylko w ekstremalnie ciężkich warunkach, więc... nawet nikomu o nim nie mówił.

Głównym zadaniem MCAS było automatyczne wychylenie samolotu dziobem w dół, gdy maszyna zacznie niebezpiecznie przechylać się do tyłu. Boeing był pewien, że to spowoduje, iż 737 Max będzie się latać tak, jak pozostałymi modelami z tej rodziny. Problem w tym, że dwie katastrofy - 29 października 2018 roku i 10 marca 2019 roku - pokazały, że tak wcale nie jest. 

Piloci byli niezwykle zdziwieni, gdy samolot zaczął sam przechylać się do dołu. Nie wiedzieli kompletnie jak na to reagować, bo każda próba stabilizacji lotu kończyła się ponownym zanurzaniem. W ten sposób wadliwy system MCAS dosłownie wbił dwie maszyny w ziemię zabijając przy tym łącznie 346 osób.

Przyszłość? Wygląda zaskakująco pozytywnie

Po obydwu katastrofach spowodowanych kuriozalnym błędem systemu linie lotnicze dosłownie przeklęły samolot. Pasażerowie zaczęli bać się nim latać, zaś Boeing zmuszony został do rozdawania ulotek instruktażowych dla przewoźników "jak zachęcić pasażerów do lotu latającą pułapką". Amerykańska FFA zakazała lotów feralnymi maszynami, tak samo jak EASA. 

W ten sposób cudownie zapowiadający się 737 Max został uziemiony, a wiele firm anulowało swoje zamówienia. Oznaczało to katastrofę dla samego Boeinga, jednak niedawno przyszło wybawienie. Wszystko dlatego, że 737 Max zostały już dopuszczone do lotów w Ameryce, niedługo zrobi to także EASA. Czy jednak 737 Max będą bezpieczne?

Tak. Wszystko dlatego, że po tak opłakanych w skutkach katastrofach i licznych kontrowersjach, 737 Max musiały być sprawdzane wielokrotnie, przez wiele urzędów i specjalistów, dopieszczone przez samego Boeinga zapewne znacznie bardziej, niż jest to wymagane w procedurach. Żadna agencja lotnicza nie dopuściłaby do lotów maszyny mającą za sobą takie problemy, gdyby nie była pewna, że wszystko już jest w porządku.

Powiązane