"Czułem się jak wewnątrz zwierzęcia" - astronauci NASA relacjonują powrót na Ziemię
Astronauci wrócili na Ziemię cali i zdrowi. Wykazali się jednak nie lada odwagą i sporą dozą humoru.
Astronauci wrócili z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej
Bob Behnken i Doug Hurley cali i zdrowi powrócili z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Polecieli tam w ramach historycznej misji NASA podczas której wykonano pierwszy od czasu zakończenia progrmau Apollo lot w kosmos z terytorium amerykańskiego, a zarazem pierwszy w historii załogowy lot we współpracy z prywatną firmą. Chodzi tu oczywiście o SpaceX, którego szefem jest Elon Musk. Astronauci na ISS spędzili 62 dni. W trakcie swojego pobytu w przestrzeni kosmicznej prowadzili m.in. badania naukowe i odbywali spacery kosmiczne, w tym takie, które ukierunkowano w celu dostosowania ISS do przyjmowania nowych statków transportowych i załogowych. Jednak tak naprawdę głównym celem astronautów było przetestowanie w praktyce kapsuły Crew Dragon i rakiety nośnej Falcon 9.
Kapsuła ożyła
Załogowa kapsuła Dragon pomyślnie wodowała w Zatoce Meksykańskiej u wybrzeży Florydy w USA w minioną niedzielę. We wtorek odbyła się wirtualna konferencja prasowa, podczas której obydwu astronautów zapewniło, że cały powrót był bezproblemowy, niemal porównywalny z tym, czego uczono na symulatorach. "Wchodzenie w atmosferę było komfortowe mimo, że czuliśmy się jak wewnątrz zwierzęcia" - stwierdził jednak Behnken. Jego zdaniem dźwięki, które wydawała kapsuła w trakcie przechodzenia przez atmosferę dźwięki sugerujące, że kapsuła "niemal ożyła". Zdaniem astronauty sam moment, w którym statek podczas lotu odrzucił swój fragment można porównać z "uderzeniem kijem besjbolowym". Nie zmienia to faktu, żę astronauci lecieli całe 19 godzin podczas których nawet... spali.
Ależ pranksterzy
Okazuje się, że astronauci są niezłymi pranksterami. Podczas lotu powrotnego po przekroczeniu atmosfery szyby ich kapsuły były osmolone do tego stopnia, że nie było widać nic na zewnątrz. Nic zresztą dziwnego - temperatura na zewnąrz do 2 tys. stopni Celsjusza, a prędkość statku przekraczała 25 tys. km/h. Aby umilić sobie czas powrotu i oczekiwanie na oddział ratunkowy NASA podczas wodowania w Zatoce Meksykańskiej, Hurley wyjaśnił, iż zabijali czas "wykonując żartobliwe rozmowy satelitarne z każdym, kogo udało się złapać". Możemy śmiało uznać, że to bodaj najlepszy cytat po lądowaniu astronautów w historii. Jego zdaniem rachunek teleofniczny powinien zapłacić Elon Musk.
Koniecznie obejrzyj nieziemsko prosty i szybki przepis na przepyszny posiłek!